czwartek, 11 lutego 2016

Dzień z życia studenta medycyny




6.35. SMS. Kto wysyła wiadomości o tej porze?
Idziesz na wykład?
Patrzę jeszcze raz na zegarek - za 3 min zadzwoni budzik. Najchętniej zostałabym w ciepłym łóżku cały ranek. Wczorajsze postanowienia odnośnie obecności na wykładzie w tej chwili nie mają większego znaczenia. Bo co jest ważniejsze od wygodnej poduszki? Zamykam oczy na 2 sekundy . Nocne oglądanie Mission Impossible to nie był chyba najlepszy pomysł
Dobra, nie będę leniwą dupą. Najtrudniejsza decyzja człowieka podjęta - wstaję.
I wtedy uświadamiam sobie, że zostało mi kilka minut do wyjścia. W locie ubieram się, piję kawę i biegnę na autobus. Swoją drogą, nie wiem po co rozkłady jazdy jazdy, skoro busy żyją swoim życiem.
Według planu, jestem 1 minutę przed odjazdem. Nieźle jak na mnie. Zdążam jeszcze podsłuchać na przystanku rozmowę dziewczynki ( na oko 10 lat):
- Tak tato, wzięłam drugie śniadanie... kończę dziś o 14... do zobaczenia w domu... buziaki...pa.
I ona naprawdę pocałowała głośnik telefonu. Czy to nie było słodkie? Świat jest jednak piękny.

Wykład z anatomii. Nawet ciekawy. Mija na pewno szybciej niż taki z biofizyki czy biochemii. Dział: GIS - czyli głowa i szyja, temat: krtań. Wykładowca sypie żartami jak z rękawa. Nie no, czasami padnie jakiś suchar. Staram się zapamiętać jak najwięcej - dlaczego ja się wczoraj nie uczyłam? Dobra, ogarnę to jakoś na ćwiczeniach.
Godzina dobiega końca, a mój stan wiedzy niewiele różni się od początkowego. Nie chcę przez to powiedzieć, że tak jest zawsze, ale czasami zdarza mi się przyjść nieprzygotowana na zajęcia. Koleżanka obok też ma chyba czarną wizję naszych szpilek (wyjściówek), nie wróżę dobrych ocen. Ale kto by się przejmował, w końcu jesteśmy wiernymi wyznawcami zasady: Lepsze mocne dwa niż słabe trzy. Wiem, głupie.

Ćwiczenia. To tutaj nabieramy praktyki, widzimy na żywo to, co można obejrzeć w atlasie. Zakładamy fartuchy, zaczynamy analizować poszczególne elementy anatomiczne z dzisiejszego tematu. Uczymy się nazywać części ciała ludzkiego po łacinie, po polsku i angielsku.
Mamy możliwość dotykania preparatów, ale ja się chyba nigdy ni przełamię. Nie chodzi o to, że się boję (zawsze pyta mnie o to tata), nawet już się nie brzydzę. Mam zakodowaną w psychice blokadę: NIE DOTYKAĆ. Jestem chyba jedyną studentka medycyny z takimi oporami. Ale co tu się dziwić, jeszcze pół roku temu nie byłam w stanie wziąć do ręki surowego mięsa.
Często zastanawiam się, czy lekarski to moja bajka. W ciągu pierwszego semestru miałam co do tego wahania, nastał w końcu moment, że chciałam zrezygnować. Nie z powodu mitycznie ogromnej ilości nauki - bo to nieprawda, że student medycyny nie ma czasu na prywatne życie. Moje zastrzeżenia co do wybranego kierunku były spowodowane silnymi emocjami związanymi z kontaktem z preparatami.
Nie zrezygnowałam. Postanowiłam pokonać swoje słabości. I cieszę się z tej decyzji. Nie wyobrażam sobie innej przyszłości niż jako lekarz. Ale mam nadzieję, że te studia nie odbiorą mi wrażliwości, którą postrzegam jednak za pozytywną cechę. Nie chcę stać się obojętna wobec cierpienia drugiego człowieka.

Swoją drogą, oglądając filmy czy słuchając audycji, gdzie przypadkowo ktoś wtrąci nieprofesjonalny opis jakiegoś narządu ludzkiego, w głowie studenta medycyny pojawia się tysiąc myśli, które w skróconej wersji brzmią: Co ty wiesz o anatomii? ty stara dupa jesteś. Fajne uczucie.




2 komentarze:

  1. Uśmiałam się, fajne zapodajesz suchary miejscami :)
    Ale koniecznie napisz o "dniu z życia studenta medycyny" na chwilę przed sesją :-D

    Spotkałam w swoim zyciu studentów medycyny, którzy w prosektorium bali się nawet podejść blisko zwłok - ale tym raczej proponuję w przyszłości dermatologię. Tzn. tak, żeby nigdy nie musieli stwierdzac zgonu, o :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Na pewno napiszę coś jeszcze o medycynie w przyszłości :)

      Usuń